Krzysztof Zanussi Dowiedz się więcej
reż. Krzysztof Zanussi, Polska, USA, Niemcy, 1984

Nagrodzony Złotym Lwem w Wenecji film, jest jednym z najważniejszych dzieł wybitnego reżysera Krzysztofa Zanussiego. Opowiada o miłości, która narodziła się na zgliszczach drugiej wojny światowej, gdzieś na „dzikim zachodzie” tzw. Ziem Odzyskanych jakie przyznano Polsce po 1945 roku.

Jest rok 1946. Do miasteczka w pobliżu Zielonej Góry przybywa amerykańska komisja wojskowa, mająca odnaleźć groby zamordowanych przez hitlerowców jeńców alianckich. Oficer Norman (Scott Wilson) poznaje Emilię (Maja Komorowska), kobietę czterdziestoletnią, żyjącą w fatalnych warunkach z chorą matką. Norman zakochuje się w Emilii, a jego fascynacja przeradza się we wzajemne zainteresowanie, a stopniowo, także w uczuciowe zaangażowanie. Norman stara się nakłonić Emilię do wspólnego wyjazdu do Ameryki. Ona również tego pragnie, jednak… na tym urwijmy opis filmu bo nie jesteśmy wielbicielami spoilerów.

Krytyka podkreślała świetne role drugoplanowe – Hanny Skarżanki w roli matki Emilii i Ewy Dałkowskiej jako prostytutki Stelli. Co ciekawe, scenariusz oparto na prawdziwej historii.

Poznałem kobietę

Newsweek  przytoczył słowa Zanussiego, który tak opowiedział historię powstania pomysłu na ten film: Kiedyś podczas spotkania autorskiego na Śląsku poznałem kobietę, której matka była repatriantką zza Buga i zaraz po wojnie została przesiedlona na Śląsk. Tam zakochała się w oficerze, Amerykaninie lub Angliku, nie pamiętam dobrze. Miała starą matkę, która nie była w stanie podołać trudom ucieczki do Europy Zachodniej przez zieloną granicę.

Chcąc uwolnić córkę od przymusu opiekowania się nią, nie chciała się leczyć i w ten sposób przyspieszyła swoją śmierć. Obraz tych kobiet wydał mi się tak przejmujący, że długie lata nosiłem go w sobie – mówił reżyser.

Bezpośrednim impulsem do przeniesienia tej historii na ekran był wybuch stanu wojennego w 1981 roku. Wtedy to Zanussi postanowił zrobić film oparty na tej historii. Wydawało mi się, że taka opowieść o ofierze i o tym, że mimo przegranej można w tym dziejowym kataklizmie odnaleźć jakąś odrobinę szczęścia, będzie odpowiadać nastrojom w Polsce Anno Domini 1983. Niestety, źle odczytał nastroje społeczne.

Chłodny Złoty Lew

Film Zanussiego nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem w Polsce. Został potraktowany z chłodnym dystansem. Dla polskiego widza do dziś pozostaje w cieniu „Iluminacji” czy „Barw ochronnych”. Zupełnie inny był odbiór za granicą. Nie dość, że film wzbudził duże zainteresowanie, to zdobył też jedną z najbardziej prestiżowych nagród świata filmowego – Złotego Lwa w Wenecji. Do dziś „Rok spokojnego Słońca” jest jedynym, poza „Niebieskim” Krzysztofa Kieślowskiego, polskim filmem, który zdobył to trofeum (culture.pl).

W polskich kinach film pojawił się dopiero po weneckim sukcesie i pozostał niedoceniony. Jak napisała w katalogu wrocławskiego festiwalu Nowe Horyzonty Mirella Napolska, obraz nie tylko nie wzbudził zainteresowania widzów, ale nie miał też dobrej prasy. Był, co prawda, oficjalnie zgłoszony do Oscara, ale, jak wspomina reżyser, został wycofany w ostatniej chwili, po interwencji Komitetu Centralnego PZPR (rządzącej Polską partii komunistycznej).

 

Miłość na zgliszczach

Głównym wątkiem filmu jest miłość rodząca się na powojennych zgliszczach między dwojgiem ludzi, na których wojna mocno odcisnęła swoje piętno. Jak podkreślał Robert Birkholc z culture.pl uczucie przedstawione przez Zanussiego dalekie było jednak od melodramatycznych schematów: Główni bohaterowie to ludzie ponad czterdziestoletni, dojrzali i ciężko doświadczeni przez los. Emilia, która w czasie wojny straciła męża, niewiele oczekuje już od życia, jest kobietą zmęczoną i pozbawioną złudzeń. Norman, były więzień niemieckiego obozu jenieckiego, próbuje w zniszczonej Europie przepracować wojenną traumę i nie spieszy się z powrotem do Ameryki.

Czy takie uczucie może się udać? Czy można na gruzach dawnego świata kogoś kochać? Nie powinno nikogo dziwić, że Zanussi zadaje w filmie właśnie takie pytania. W końcu kto jak nie on! Współtwórca „kina moralnego niepokoju” jest Mistrzem egzystencjalnych rozważań. Brudny i zdegradowany fragment centrum Torunia stanowił dla nich znakomite tło filmowe.

Toruń, miasto frontowe

Położone gdzieś na Ziemiach Zachodnich miasteczko, w którym rozgrywa się akcja „Roku spokojnego słońca” jest szarobure, biedne i zniszczone. Zanussiemu udało się mistrzowsko odmalować atmosferę powojennej degrengolady. Ulice pełne są ubeków, bandy złodziei plądrują mieszkania przesiedleńców, a podejrzane indywidua dorabiają się organizując nielegalne ucieczki za granicę – pisał na Robert Birkholc.

Dzisiejsza Podmurna w latach 80. X wieku faktycznie przypominała miasto frontowe. Straszyły puste okna spalonych w pożarze i potem opuszczonych kamieniczek. Wszechobecny „socjalistyczny brud” i szarość królowały w całej okazałości. Nic dziwnego, że Zanussi wybrał to miejsce na scenerię swojego filmu.

Dziś Torunia praktycznie nie da się rozpoznać ma ekranie. Nawet wnętrze Dworu Artusa i Sala Wielka, w której odbywa się filmowy dancing, w niczym nie przypomina stanu dzisiejszego. Na pomalowanych beżową farbą olejną ścianach nie ma śladu bogatych, ociekających złotem neostylowych dekoracji z XIX wieku, które powrócą tu dopiero w latach 90.

Toruń był już w swojej historii prawdziwym miastem frontowym, przygranicznym. W czasach rozbiorów granica prusko – rosyjska znajdowała się ledwie 15 km na południe. W międzywojniu, do Niemiec – III Rzeszy, można było dojechać w godzinę (i to niezależnie czy jechałbyś na wschód czy zachód!). Na szczęście dzisiaj miasto jest w o niebo lepszym stanie, niż ten, jaki możemy zobaczyć u Zanussiego.

Ciekawostki

  • Epizodyczne, ale bardzo wyraziste rólki zagrali w filmie Janusz Gajos i Marek Kondrat wcielający się w obrzydliwe i wyrachowane postaci członków bandy szabrowników napadających na mieszkanie głównej bohaterki (obaj Panowie są laureatami Złotego Anioła Tofifest za Niepokorność Twórczą)
  • Epizod zagrał także Jerzy Stuhr, święcący wtedy triumfy za sprawą „Seksmisji”. Z naturalnym sobie wdziękiem wcielił się w cwanego i wyrachowanego przemytnika ludzi, przeprowadzającego ich z Polski na Zachód. (pan Jerzy także jest laureatem Złotego Anioła Tofifest za Niepokorność Twórczą)
  • W 9 minucie filmu Maja Komorowska przejeżdża na rowerze koło szpitala wojskowego, a w chwilę później pojawia się u wlotu brukowanej uliczki. Szpital i uliczkę dzieli w rzeczywistości aż 70 km. Lecznicę zagrał bowiem dawny klasztor jezuitów (ob. Urząd Miasta) w Grudziądzu, a uliczka to leżąca na toruńskim Nowym Mieście ul. Św. Jakuba. Zresztą dzisiaj także byście tej uliczki nie poznali. Widoczne w filmie zabudowania wojskowe z czerwonej cegły zostały wyburzone i w ich miejscu zbudowano nowoczesne apartamentowce.
  • Miejsca w którym znajdował się „filmowy dom” głównej bohaterki Emilii, nie „charakteryzowano” na potrzeby filmu. Stojące w samym sercu Starego Miasta kamieniczki spłonęły w pożarze jaki wybuchł jakiś czas przed rozpoczęciem zdjęć. Ówczesne władze pozostawiły je w tym stanie, gdyż miasto, w rok po zawieszeniu stanu wojennego, borykało się z ogromnymi barakami finansowymi.

Gdzie widać Toruń?

  • Już na początku filmu w jednym, długim ujęciu przejeżdżamy przez wiele uliczek Starego Miasta wraz z jadącą na rowerze Mają Komorowską. Trasa jest niezgodna z topografią miasta i poszczególne fragmenty ulic bynajmniej nie leżą w jednej linii, ale to przecież film. Zaczynamy od ulicy św. Jakuba, chwilę potem trafiamy na skrzyżowanie pod aresztem śledczym „Okrąglak”, a później na ul. Podmurną (tam mieścił się dom filmowej Emilii). Potem kamera przenosi nas na sąsiedni Zaułek Prosowy przed budynek I LO.
  • Przed budynkiem I LO umieszczono aliancki „checkpoint”, przy którym bawi się grupa dzieci.
  • Poruszająca scena tańca dwojga bohaterów nakręcona została w Sali Wielkiej Dworu Artusa przy Rynku Staromiejskim

BONUS: Urząd Miasta w Grudziądzu „zagrał” w jednym ujęciu szpital wojskowy